czwartek, 10 września 2015

Historia tysiaca zmagan

Kochane Paskudy!
Chciałabym Wam opisać kilka ostatnich dni, bo wbrew pozorom zmieniło się bardzo, bardzo dużo. Pierwsza wizyta u dietetyka dała mi cień nadziei. Osoba, która się mną "opiekuje" zdaję się naprawdę wiedzieć, co robi. Gdzie leży problem? Otóż mój organizm...
- źle trawi jedzenie
- odkłada tłuszcz
- nie chudnie mimo restrykcyjnych diet, 1000-1300 kcal (a nawet tyje!)

Potrafiłam nie jeść po 16, a i tak chodzić spać z uczuciem ciężkości. Na śniadanie zjadałam jogurt naturalny z musli, potem duszoną pierś z indyka z warzywami i na tym kończyło się moje dzienne odżywianie.

Co mnie do tego doprowadziło? Gdy zaczęłam prowadzić bloga miałam silną motywację.Przez 4 miesiące ćwiczyłam 5 razy w tygodniu na siłowni ( 1 godz trening siłowy + 40 min cardio) mając jednocześnie ułożoną dietę. Dieta składała się z 5 posiłków, 30 g płatków owsianych z jajkami i owocem, a potem tradycyjnie warzywka + ryż/kasza z kurczakiem. Znacie te klimaty? Ja uzyskałam efekt odwrotny od oczekiwanego. Rozrosłam się jeszcze bardziej.. I wierzcie, to nie były mięśnie. Waga, centymetr, ubrania ciasne, okrągła twarz. Odmierzałam wszystko, co do grama. Wiedziałam co to sztanga i martwy ciąg, no i co? Pogubiłam się, bo inni chudli, a ja tyłam.

Zdesperowana zaczęłam odchudzać się na własną rękę. Głód...głód...głód i głód! Żyłam na jogurice z 3 łyżkami musli, albo owsiance na wodzie, do tego owoc (a z czasem i nie), na obiad sałatka z kurczakiem, a potem już nić. Przy tym ćwiczyłam w domu, również 4-5 razy w tygodniu. Na początku troszeczę schudłam, a potem waga zatrzymała się, a nawet szła w górę. Wytrzymałam tak długo, ale byłabym w stanie ciągnąć to dalej. Niestety, wiem, że to nie jest zdrowe, a efektów nie ma.

Cień nadziei ukazał się pod postacią dietetyka. Zrobiono ze mną BARDZO szczegółowy wywiad. Są tam zawarte wszystkie informacje o przebytych chorobach, testowanych dietach, aktywności fizycznej, ulubionej i znienawidzonej żywności. Ale wiecie co? Poczułam ulgę, bo WRESZCIE ktoś potraktował mnie indywidualnie. W tej chwili czekam na wynik badania witaminy "D". Poza tym robię test zakwaszenia żołądka. Wszystko wskazuje na to, że źle trawi i prawdopodobnie jest zbyt słabo zakwaszony. Robiłam specjalny test. Osoby zainteresowane mogą przeczytać o nim tu:
http://www.starthere.pl/jak-sprawdzi%C4%87-zakwaszenie-%C5%BCo%C5%82%C4%85dka/

Odchudzanie i gromadzenie tkanki tłuszczowej jest związane z serią procesów w naszych organizmach. Dietetycy powinni się na tym znać. Czasem wciskają tylko rozpiskę (co wiem z opowiadań znajomych) z dietą, która nakazuje żyć na 5 maleńkich posiłkach z wyimaginowanych albo wręcz przeciwnie nudnych produktów. Ja zostałam potraktowana inaczej. Plan żywieniowy odbieram w poniedziałek. Wiem, że nie wolno mi zbyt dużo ćwiczyć i za mało jeść. Mam przerwę w ćwiczeniach, bo jeżeli teraz nie dają efektu, to po co? Pocieszam się tym, że osoba, która mnie prowadzi ma również wykształcenie trenera fitness. W poniedziałek pewnie dowiem się co i jak. Bardzo boję się rozczarowania. Odruchowo pozytywnie się nakręcam, ale tego nie chcę. Co jak znowu się nakręcę, a potem dopadną mnie gorzkie łzy rozczarowania? To trochę ryzykowna inwestycja, ale kto nie ryzykuje, ten traci.

Póki co staram się rozkładać te 1300 kcal na kilka, regularnych posiłków. Kupuję też dużo zdrowszych produktów typu awokado, nasiona chia, cieciorka. Wciąż jednak tylko strzelam, bo plan odbiorę w poniedziałek. Ale wiecie co? Kręci mnie to i już nie mogę się doczekać!


XOXO

S.

A tymczasem moje inspiracje na dziś:






P.S

A wśród Was jest ktoś, kto również tyje od kosteczki czekolady?

wtorek, 1 września 2015

Odchudzanie vs Naciągnie

 
Nie mam zielonego pojęcia o psychologii, ale mimo to zdecyduję się poruszyć temat, który BARDZO o tę sferę zahacza. Będę krążyć głównie wokół przekrętów i oszustw dotyczących odchudzania. Nie oszukujmy się. W dzisiejszym świecie to prawdziwy biznes. OK na różnych stronkach można natknąć się na ciekawe porady, ale postanowiłam skupić się na tym, co mnie osobiście wkurrrrr...wkurza! Tak. Może to bez sensu, ale nie potrafię się pohamować, aby nie wyrzucić z siebie tych 3 małych rzeczy. Zwyczajnie zalewają mnie falą niepohamowanej irytacji. Ciekawa jestem czy macie podobnie. Zaczynamy? Start:


1. Czy znacie to zdjęcie?
 

Nie uwierzę, że nie znacie. Za każdym razem jak je widzę mam zamiar chwycić rozżarzony pręt i wbić go w ekran monitora. Ok, wierzę, że to może być TA SAMA LASKA, ale to zdjęcie występuje w sieci częściej niż emotka "xD". Jest bardziej popularne od okrytego w "kanapową" kiecę tyłka Kim Kardashian i języka Miley na raz. Najgorsze jest jednak to, że...dalej znajdują się naiwniacy próbujący wmówić czytelnikom, że babeczka ze zdjęcia to Monika, Kasia, Basia, Asia albo Ola. Guzik! To działa dosłownie jak reklama z Lisowską z media ekspert. Z tym, że tutaj mają nas za idiotów...Myślę, że żaden nawet przeciętnie inteligentny człowiek nie da sobie wcisnąć kitu, że to Polka, która zażywała konkretny środek/skorzystała z konkretnej usługi. Nie. Ja naprawdę modlę się, aby to zdjęcie zniknęło z mojego pola widzenia. W sieci jest masa równie dobrych "przed i po", a to przyczepiło się jak rzep psiego ogona. Po prostu NIE.

2. Tekścik, "bo moja koleżanka schudła..." więc zapłać za sms

OK - może nie powinnam wrzucać linków, ale jednak nie potrafię się opanować. Poniższy, uroczy adresik był nachalnie wysyłany na mojego fanpage'a przez masę różnych lasek z facebooka:
! https://schudnijznami.wordpress.com/ !
Ta strona otrzymuje drugie miejsce w kategorii "Pierdoła o odchudzaniu, która zszargała mi nerwy". Zawsze wysyłano mi ten link zaczynając od wstępu:

"Jedna z najlepszych metod dzieki ktorej moja koleżanka schudła 20 kilo i nie powrocila do wagi ;)"
Po pierwsze, do dziś się zastanawiam co im z tą KOLEŻANKĄ. Dostałam przynajmniej 20 takich wiadomości i zawsze to była KOLEŻANKA. Nigdy nie była to matka, ciotka, siostra, babcia, a już tym bardziej osoba pisząca. Tradycyjnie wiadomość zawierała masę irytujących ":)". Potem wchodziło się w linka, czytało masę pochlebnych info, docierało do pliczku PDF i standard:

"WPISZ NUMER TELEFONU A OTRZYMASZ KOD...."

Uwaga, już wpisuję.

3. DIETETYCY



Cenniki dietetyków są opisane tak tragicznie, że nie wiem czy się śmiać czy płakać. Lista moich ulubionych, oczywiście "niezbędnych do schudnięcia" usług to:
-  wsparcie w kluczowych sferach życia wspomagające odchudzanie (100 zł - 60 min)
-  wsparcie w redukcji stresu i nauka radzenia sobie z emocjami ( 50 zł - 45 min)
- ocena stanu żywienia. wywiad lekarski, ustalenie szczegółów dotyczących diety... (80 zł - 60 min)

Przeraża mnie robienie wody z mózgu, a na słowa "wspieranie, wywiad, emocje, stres," mam alergię. Z drugiej strony podziwiam NIEKTÓRE poradnie. Opanowanie do perfekcji sztuki opisania jednej rzeczy jako kilka różnych wymaga nie lada kreatywności. A może to ja jestem na tyle głupia, że nie widzę różnicy między "oceną stanu żywienia, wywiadem lekarskim i ustalaniem szczegółów dotyczących diety"? Mam mętlik w głowie...


Tak więc kochani TRZY najbardziej irytujące punkty mam już za sobą. Być może najdzie mnie ochota na opisanie kolejnych, ale zobaczymy. Piszcie w komentarzach swoje uwagi!

xoxo

S.