Kochane Paskudy!
Chciałabym Wam opisać kilka ostatnich dni, bo wbrew pozorom
zmieniło się bardzo, bardzo dużo. Pierwsza wizyta u dietetyka dała
mi cień nadziei. Osoba, która się mną "opiekuje" zdaję
się naprawdę wiedzieć, co robi. Gdzie leży problem? Otóż mój
organizm...
- źle trawi jedzenie
- odkłada tłuszcz
- nie
chudnie mimo restrykcyjnych diet, 1000-1300 kcal (a nawet
tyje!)
Potrafiłam nie jeść po 16, a i tak chodzić spać z
uczuciem ciężkości. Na śniadanie zjadałam jogurt naturalny z
musli, potem duszoną pierś z indyka z warzywami i na tym kończyło
się moje dzienne odżywianie.
Co mnie do tego doprowadziło?
Gdy zaczęłam prowadzić bloga miałam silną motywację.Przez 4
miesiące ćwiczyłam 5 razy w tygodniu na siłowni ( 1 godz trening
siłowy + 40 min cardio) mając jednocześnie ułożoną dietę.
Dieta składała się z 5 posiłków, 30 g płatków owsianych z
jajkami i owocem, a potem tradycyjnie warzywka + ryż/kasza z
kurczakiem. Znacie te klimaty? Ja uzyskałam efekt odwrotny od
oczekiwanego. Rozrosłam się jeszcze bardziej.. I wierzcie, to nie
były mięśnie. Waga, centymetr, ubrania ciasne, okrągła twarz.
Odmierzałam wszystko, co do grama. Wiedziałam co to sztanga i
martwy ciąg, no i co? Pogubiłam się, bo inni chudli, a ja
tyłam.
Zdesperowana zaczęłam odchudzać się na własną
rękę. Głód...głód...głód i głód! Żyłam na jogurice z 3
łyżkami musli, albo owsiance na wodzie, do tego owoc (a z czasem i
nie), na obiad sałatka z kurczakiem, a potem już nić. Przy tym
ćwiczyłam w domu, również 4-5 razy w tygodniu. Na początku
troszeczę schudłam, a potem waga zatrzymała się, a nawet szła w
górę. Wytrzymałam tak długo, ale byłabym w stanie ciągnąć to
dalej. Niestety, wiem, że to nie jest zdrowe, a efektów nie
ma.
Cień nadziei ukazał się pod postacią dietetyka.
Zrobiono ze mną BARDZO szczegółowy wywiad. Są tam zawarte
wszystkie informacje o przebytych chorobach, testowanych dietach,
aktywności fizycznej, ulubionej i znienawidzonej żywności. Ale
wiecie co? Poczułam ulgę, bo WRESZCIE ktoś potraktował mnie
indywidualnie. W tej chwili czekam na wynik badania witaminy "D".
Poza tym robię test zakwaszenia żołądka. Wszystko wskazuje na to,
że źle trawi i prawdopodobnie jest zbyt słabo zakwaszony. Robiłam
specjalny test. Osoby zainteresowane mogą przeczytać o nim
tu:
http://www.starthere.pl/jak-sprawdzi%C4%87-zakwaszenie-%C5%BCo%C5%82%C4%85dka/
Odchudzanie
i gromadzenie tkanki tłuszczowej jest związane z serią procesów w
naszych organizmach. Dietetycy powinni się na tym znać. Czasem
wciskają tylko rozpiskę (co wiem z opowiadań znajomych) z dietą,
która nakazuje żyć na 5 maleńkich posiłkach z wyimaginowanych
albo wręcz przeciwnie nudnych produktów. Ja zostałam potraktowana
inaczej. Plan żywieniowy odbieram w poniedziałek. Wiem, że nie
wolno mi zbyt dużo ćwiczyć i za mało jeść. Mam przerwę w
ćwiczeniach, bo jeżeli teraz nie dają efektu, to po co? Pocieszam
się tym, że osoba, która mnie prowadzi ma również wykształcenie
trenera fitness. W poniedziałek pewnie dowiem się co i jak. Bardzo
boję się rozczarowania. Odruchowo pozytywnie się nakręcam, ale
tego nie chcę. Co jak znowu się nakręcę, a potem dopadną mnie
gorzkie łzy rozczarowania? To trochę ryzykowna inwestycja, ale kto
nie ryzykuje, ten traci.
Póki co staram się rozkładać te
1300 kcal na kilka, regularnych posiłków. Kupuję też dużo
zdrowszych produktów typu awokado, nasiona chia, cieciorka. Wciąż
jednak tylko strzelam, bo plan odbiorę w poniedziałek. Ale wiecie
co? Kręci mnie to i już nie mogę się doczekać!
XOXO
S.
A tymczasem moje inspiracje na dziś:
P.S
A wśród Was jest ktoś, kto również tyje od kosteczki czekolady?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz