piątek, 2 października 2015

Prawda o odchudzaniu

 Kochane Paskudy!

Chciałabym podzielić się z Wami teorią, która wytworzyła mi się w głowie podczas odchudzania. Próbowałam różnych rzeczy i stale poszerzałam wiedzę, aż w końcu postanowiłam podsumować to w jednej, spójnej całości.

Zacznę od prostego ćwiczenia. Zadam kilka pytań, a Wy odpowiedzcie sobie na nie w głowie. Gotowi? Zaczynamy!

1. Czy kiedykolwiek próbowałeś/aś schudnąć, ale dieta nie przyniosła upragnionego efektu?
2. Czy mimo uporczywie wykonywanych ćwiczeń na jedną partię ciała nadal nie widzisz na niej mięśni?
3. Czy odżywiasz się podobnie jak reszta domowników, ale w porównaniu do nich jesteś ospały i zmęczony?
4. Czy znasz osobę z dużą nadwagą, która zarzeka się, że nic nie je?
5. Czy trenujesz z trenerem, a i tak nie widzisz efektów?
6. Czy znasz osobę, która je kilka razy więcej od Ciebie, a i tak ma figurę modela/modelki?
7. Czy miewasz napady raptownej ochoty na słodkie/słone?
8. Czy zauważyłeś/aś, że po niektórych produktach masz wzdęty brzuch?
9. Czy miewasz wzdęty brzuch bez powodu?
10. Czy znasz kogoś, kto jest bardzo chudy, a i tak ma rewelacyjne wyniki badań?
11. Czy znasz kogoś, kto jest gruby, a i tak ma rewelacyjne wyniki badań?
12. Czy zdarzyło Ci się być na głodówce bez żadnego efektu?
13. Czy zdarzyło Ci się wykonywać identyczny trening z kimś, kto miał efekty, podczas gdy Twoje przy tym samym wysiłku były zerowe?

No właśnie. Pechowa trzynastka pytań. Napiszcie mi w komentarzach na ile z nich odpowiedzieliście "tak".

Z każdej strony bombardują nas treningi na pośladki, uda i brzuchy. Masa osób ćwiczy przed telewizorami np. z Chodakowską, druga część robi dokładnie ustalone treningi na siłowni pod okiem specjalisty. Są zwolennicy pływania i biegania. Są również kanapowcy, którzy nie robią nic. Co zabawne, czasem niejeden kanapowiec wygląda lepiej od osoby ćwiczącej. Zdarza się. To samo z dietą. Jest masa przepisów "fit". Każdy ma swoje ulubione potrawy. Jedni bazują na "ryżu i kurczaku", reszta eksperymentuje z jakimiś fit tartami, sałakami itp. Duża ilość osób eliminuje też gluten, przechodzi na wegetarianizm, albo weganizm. Są diety paleo, białkowe, według grup krwi. Jest teoria 5 posiłków, co 3 godziny albo 3 "do syta". Kolacja po 18, a może dwie godziny przed snem? Zaraz, zaraz...czy tego nie jest trochę za dużo? Jest wśród Was ktoś, kto próbował prawie wszystkiego, a i tak nie jest zadowolony z efektu?

Jestem ja. I wiecie co? Po miesiącach eksperymentów i zmagań przejdę do najważniejszego wniosku, który wyciągnęłam:

JESTEŚMY JEDYNI W SWOIM RODZAJU. KAŻDY ORGANIZM JEST INNY.
Skupieni na tym, co jest na zewnątrz, zapominamy o tym, co jest w środku. Nie, nie mam tu na myśli tekstu "najważniejszy jest charakter, a nie uroda", a raczej subtelnie przypominam, że...mamy mózg, wątrobę, żołądek, układ nerwowy, kłąb żył oraz masę enzymów. Nasze ciało RÓŻNIE reaguje na dostarczony pokarm (składniki odżywcze itp.) oraz serwowaną mu aktywność fizyczną. Dobre wyniki i samopoczucie mogą mieć zarówno: osoba z nadwagą, chuda modelka oraz umięśniona pani o sylwetce bikini fitness. Odżywiony organizm to nie organizm osoby, która zjada duże ilości pokarmu. Osoba otyła również może być niedożywiona. Dlaczego? Bo okej, ciało dostaje dużo cukru np. ze słodyczy, pieczywa, ale z kolei są braki witamin, zakwaszenie organizmu, niedobory itp. To całkiem możliwe.

Moim celem jest odżywienie organizmu w taki sposób, żeby dotarł do niego jasny komunikat:
"Hej, stary! Przestań magazynować tłuszcz, nie musisz tego robić. Masz przecież wszystko, czego Ci trzeba. To co, spalamy?"

Oglądałam kiedyś filmik o treningu aniołków Victoria's Secret. Byłam zszokowana, ponieważ wcale nie był bardziej skomplikowany niż dajmy na to SKALPEL Ewy. Co powiedział ich trener?
"Najważniejsza jest dieta". Nikt jednak nie powinien ustalać nam diety bez zapoznania się z wynikami badań serwując jadłospis "kopiuj wklej". Dopiero jak zgłosiłam się do specjalistki okazało się, że mam pewne problemy i mój organizm nie chciał spalać tkanki mimo, że żyłam już na sałatce i owsiance na wodzie dziennie. Nadzorowanie kalorii jest OK, ale kalorie to nie wszystko. Zamiast obiadu możesz zjeść małego pączka. Kalorycznie wyjdzie tak samo, jednak w rzeczywistości dostarcza się organizmowi śmieci, które mogą się odłożyć. Nie chcę więcej wysyłać swojemu ciału sygnałów "magazynuj tkankę".

Co zabawne, powiedziałam kiedyś "Ewa Chodakowska ma śliczną figurę, chociaż jak na mój typ jest zbyt umięśniona". Usłyszałam odpowiedź " Ależ ona nie jest bardzo umięśniona. Ma natomiast nad zwyczaj niski poziom tkanki tłuszczowej, której brak te mięśnie odsłania". Zrozumiałam wtedy, że niepotrzebnie podnosiłam sztangę, ponieważ nigdy nie interesował mnie typ umięśnionej kobiety. Delikatne mięśnie, smukłe zgrabne ciało - OWSZEM! Wciąż jednak drobne, subtelne. Obecnie ćwiczę w domu, 3 razy dziennie. Mój stan psychiczny jest o niebo lepszy. To jednak trzeci tydzień, więc zbyt wcześnie by mówić o efektach.

Moja rada? Jeśli czujecie, że coś w Waszych ciałach nie gra zgłoście się do specjalisty. Ja wykończyłam się fizycznie i psychicznie. Głodówki oraz treningi 5 razy w tygodniu po 2 godziny mam już za sobą. Nie było ani efektów, ani radości. Zastanówcie się JAKĄ chcecie mieć sylwetkę i ustalcie z dietetykiem w jaki sposób możecie ją osiągnąć. Nie przenoście gór, gdy nie ma gdzie ich postawić. Nie patrzcie na organizmy cudze, ale na własny i jego potrzeby/reakcje. Ja wykonałam swoją syzyfową pracę i dalej masuję obolały kark.

Nie powtórzcie mojego błędu.
xoxo
S.



 

p.s

Zapraszam  na swojego instagrama -> https://instagram.com/desperated.s/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz